Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Na szczyt King's Peak
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Zdobycie najwy?szego szczytu w stanie Utah by?o moim pierwszym sukcesem. Od tego wszystko si? zacz??o: wyprawy w góry w kolejnych stanach, wspinaczki, nocowanie na graniach (niekiedy w czasie ?nie?yc czy gradobicia).

Od dawna planowa?em wej?cie na King's Peak, lecz przeczuwa?em, ?e by?oby to trudne dla amatora. Prawdopodobnie nie zrealizowa?bym marzenia, gdyby nie Radzio, który zarazi? mnie mi?o?ci? do gór. Na pocz?tek par? razy wyskoczyli?my na parogodzinne przechadzki w pobli?u olimpijskiego Park City, lecz czuli?my niedosyt. Wyjawi?em mu wi?c swoje skryte pragnienie - chcia?em zdoby? King's Peak,! Radek jest cz?owiekiem czynu, zapali? si? do planu. Nie móg? przez to usiedzie? na miejscu. Planowanie z map? i przewodnikiem skrócili?my do minimum. Ustalili?my czas wyprawy na pierwszy trzydniowy weekend, zaczynaj?cy si? czwartego lipca.

W ?rod? wieczorem spakowali?my namiot, dwa ?piwory, karimaty, zapasy jedzenia, reszt? drobnego sprz?tu biwakowego i wskoczyli?my do jeepa. Trasa by?a ju? opracowana. Skierowali?my si? w stron? Wyoming, aby od pó?nocy dotrze? do masywu górskiego Uinta, które jest pasmem Gór Skalistych. Dotarli?my tam o pierwszej nad ranem. Nasz zapa? zosta? nieco ostudzony, gdy dowiedzieli?my si?, ?e ta strona gór jest zamkni?ta z powodu po?aru lasu. Nie pozosta?o nic innego, jak tylko po?o?y? sie spa?.

W czwartek, zamiast wyj?? na szlak wed?ug planu, objechali?my góry, aby zaatakowa? je od po?udnia. Niestety, w przewodniku nie by?o opisu, jak zdoby? szczyt od tej strony, w dodatku mieli?my dzie? spó?nienia... zamierza?em zrezygnowa?. Radzio nie da? za wygran? -namówi? mnie na w?drówk?niepewn? tras?. Przewodnik sta? si? zbyteczny, oparli?my si? na dobrej mapie, w której zaznaczono wszystkie szlaki turystyczne. Po przejechaniu przez kilka farmerskich wiosek i pokonaniu kilkunastu mil terenowej drogi, dotarli?my do szlaku. Wspinaczk? zacz?li?my o siedemnastej. Z trudem przyzwyczaja?em si? do prze?adowanego plecaka, zw?aszcza ?e tak objuczony w?drowa?em po raz pierwszy. Na szlak weszli?my nad górskim strumieniem, wspi?li?my si? po wilgotnych, ?liskich balach, po czym wkroczyli?my na wygodn? ?cie?k?, wij?c? si? mi?dzy drzewami. Przemierzaj?c malownicze ??ki, trzymali?my si? strumienia Yellowstone Creek. Po obu stronach wznosi?y si? poro?ni?te drzewami masywy górskie, zapieraj?ce dech w piersiach swym bezmiarem.

Punkt orientacyjny mia? znajdowa? si? przy przej?ciu na drug? stron? strumienia. Miejsce to by?o wyra?nie zaznaczone na mapie. Dotarcie tam by?o dla nas bardzo wa?ne, bo dotychczas nie wiedzieli?my, ile przeszli?my, a ile nam jeszcze zosta?o do szczytu. Przyspieszyli?my kroku, poniewa? s?o?ce chyli?o si? ku zachodowi. Po pó?godzinnym biegu, przeczuwaj?c, ?e zaskoczy nas noc, rozbili?my obóz na polance. Dochodzi?a dwudziesta pierwsza, posilili?my si? ju? w ciemno?ciach . Wed?ug planu mia?a by? gor?ca fasola, lecz zapomnia?em zabra? zapa?ek, które teraz spokojnie le?a?y w samochodzie. Zm?czeni, w kiepskim nastroju zaszyli?my si? w ?piwory, ci?gle rozwa?aj?c nasze szanse w walce z górami.

Nad ranem humory nam si? poprawi?y. W nieca?e trzy kwadranse zwin?li?my obóz i wyruszyli?my na szlak. Po kilku godzinach napotkali?my dwóch je?d?ców w kapeluszach i ze sztucerami na grzbietach ob?adowanych jucznych koni. Wygl?dali, jak kowboje z westernu. Poprosi?em ich o zapa?ki, które ?yczliwie nam podarowali. Ju? cieszy?em si? na my?l o dzisiejszym obiedzie - ciep?ej fasoli z puszki; nie ma nic lepszego, gdy si? jest g?odnym.

Radzio zapyta? je?d?ca ?aman? angielszczyzn? o nasze po?o?enie i, ku naszemu zdziwieniu, okaza?o si?, ?e jeste?my ju? w po?owie drogi. Po kilku minutach doszli?my do rozstajnych dróg, gdzie widnia? drogowskaz "King's Peak 10 mil, Trailhead 10 mil". Ucieszyli?my si?, wynika?o bowiem, ?e przeszli?my po?ow? drogi i zmie?cimy si? w czasie. Ca?a nasza wyprawa liczy?a 40 mil (60 km), pokonali?my 10, wi?c jeszcze wraz ze zdobyciem szczytu i drog? powrotn? zosta?o nam 30 mil.

Po kilku godzinach marszu, przej?ciu przez trzy strumienie, pokonaniu dwóch skalnych osypisk, (ci??ko po zachodniemu;) ujrzeli?my rozleg?? dolin? poro?ni?t? soczyst? traw?, poprzecinan? strumieniami, otoczon? stromymi szczytami gór, które kusi?y nas swym pi?knem. Przez nast?pn? godzin? szli?my jak w transie, w milczeniu pokonuj?c rw?ce strumienie i podmok?e ??ki. Czu?em w sobie magnetyzm góry, od której ju? nic i nikt nie zdo?a?by mnie oderwa?. Radzio musia? czu? to samo, by? pe?en energii, jakiej si? nie zaznaje w przeludnionych miastach czy sennych wioskach. Wyszli?my z lasu i na jego skraju zostawili?my sprz?t. By?a pi?tnasta, gdy zacz?li?my szturmowanie szczytu. Ze sob? wzi?li?my tylko butelk? wody i aparat fotograficzny. ?cie?ka prowadzi?a po zboczu s?siedniej góry, ku prze??czy mi?dzy dwoma masywami. Z prze??czy wspinali?my si? na wierzcho?ek góry - najwy?szy szczyt w stanie Utah, 4123 m n.p.m. Nasza rado?? by?a ogromna, czuli?my si? jak zdobywcy Mt. Everest lub K2. Ka?dy wysi?ek jest wart takiego uczucia. Lecz, jak to bywa w górach, pogoda okaza?a si? zmienna. Przyjemno?? przebywania na takiej wysoko?ci by?a krótka, zerwa? si? silny wiatr i zmusi? nas do odwrotu. Wrócili?my do naszych plecaków na skraj lasu.

Gdy rozbijali?my obóz, z lasu wysz?y dwie dziewczyny z plecakami. Szuka?y dobrego miejsca na obóz, pochwali?y si? planami zdobycia szczytu w dniu nast?pnym. Po krótkiej rozmowie po?egnali?my si? i zacz?li?my rozpala? ognisko z zamiarem zjedzenia ciep?ego posi?ku. Niestety, okaza?o si?, ?e nasze po?yczone zapa?ki s? mokre i raczej nic ju? z nich nie b?dzie. "Radzio, biegnij do dziewczyn, mo?e maj? ogie?!" - krzykn??em i sam pu?ci?em si? w po?cig. Oczywi?cie kole?anki by?y porz?dnie przygotowane do wyprawy i po?yczy?y nam zapalniczk?, a po namowach zdecydowa?y si? rozbi? obóz obok nas. Siedz?c przy ognisku, po dobrej kolacji, rozmawiali?my o górach. Dziewczyny by?y z Idaho. Podrzuci?y nam pomys? na kolejn? wypraw? - Borak Peak, najwy?szy szczyt w Idaho. Dwana?cie godzin ostrego marszu stromym szlakiem. Zdoby?y go dopiero podczas trzeciej próby. "Trzeba spróbowa?!"- z entuzjazmem wykrzykn?? Radzio. Bardzo spodoba? mi si? ten pomys?.

Rankiem, trzeciego dnia, zeszli?my na parking, z jednym postojem na trasie podczas ulewy, . Byli?my pewni, ?e te hektolitry wody, które sp?ywa?y po nas przez ostatnie dwie godziny marszu, to chrzest, jaki zgotowa? nam King's Peak Zmokni?ci, ale zadowoleni z siebie, tego samego dnia wrócili?my do domów, ja do Salt Lake City, a Radzio do Park City.

By?a to jedna z naj?atwiejszych, i najbardziej malowniczych wypraw, podczas której du?o si? nauczyli?my, sprawdzili?my swoje mo?liwo?ci i si?y, doznali?my uczu?, jakich nie zaznaje si? w miastach.

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Atlanta - stolica Georgii Bluegrass Ameryka, Ameryka...   Pozostałe...

Tekst: Marcin Ksok
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 2005-01-12